Art Kitchen

ul. Domaniewska 34a,
Warszawa,
tel. 22 223 64 34

Restauracja ta umiejscowiona w słynnym Mordorze, przy Domaniewskiej 43a, już trzeci raz, w bardzo krótkim okresie, zmieniła swoją nazwę i profil. Pierwotnie istniała jako miejsce premium o nazwie "The Harvest", następnie loty zostały obniżone do kategorii bistro, a nazwa brzmiała "Mokotów bistro". Aktualne pozycjonowanie jest chyba pośrodku, chociaż nazwa "Art Kitchen" przedstawia raczej wyższe aspiracje. Podsumowując, w nazwach trudno się połapać, na szczęście stolik zabukujecie na każdą z nich.

Zajmuje ona lokal w typowym mordorskim biurowcu z Domaniewskiej, co przestaje nas dziwić, bo w tamtejszych biurowcach można już np. znaleźć co najmniej trzy przedszkola, w tym jedno p. Rubika (klimatyzacja, brak otwieranych okien, spacer z dziećmi po wiecznie zakorkowanej Domaniewskiej - tak korpo wychowuje sobie korpokids). Taki to duch czasów. Gdyby nie wstyd przed kolegami z biura to w każdym z nich obowiązkowo byłby co najmniej jeden gabinet psychologa. Generalnie jedno z najbardziej ohydnych miejsc w Warszawie.

Wnętrze samej restauracji tak beznamiętne, jak poczekalnie dla gości przy recepcjach tamtejszych korpo - zero charakteru, pomimo dużych pieniędzy wydanych na projektanta wnętrz.

Przechodźmy zatem do meritum, czyli arcydzieł szefa kuchni. Przetestowaliśmy dwa rodzaje menu. Lunchowe oraz regularne z karty.

Menu lunchowe (25 zł)
składa się z czterech pozycji (z których to wody do picia nie będziemy opisywać):

1. Zupa jarzynowa


Zupa wg definicji to "wywar powstający w wyniku gotowania różnych składników". Wg nas "Art Kitchen" definiuje ją na nowo: "wywar powstający w wyniku mycia różnych składników" - faktycznie chyba jarzyn. Zarówno konsystencja, jak i smak skutecznie bronią tej definicji.

2.1 Rostbef, puree ziemniaczane, brukselka




Pierwsze wrażenie niekoniecznie dobre. Mięso raczej brązowe, nie czerwone, tkanka tłuszczu szara, nie biała. Nawet jak na rostbef zbyt twarde. Uratował go smak, prawdziwie mięsny. Soczystość porcji trochę poniżej standardów, ale ostatecznie do zaakceptowania.

2.2 Risotto z kalmarami


Pozytywnie odbieramy wyczuwalne kawałki kalmara. Niestety ryż, naszym zdaniem niewłaściwy, w ogóle się nie kleił. Bulion też nie został wchłonięty przez ziarna ryżu. Chociaż mamy wątpliwości czy tę łyżkę wody, która została na dnie talerza w ogóle można nazwać bulionem.

3. Deser - Mus jabłkowo-gruszkowy z kruszonką

Pięknie to brzmi, a wygląda tak:


Mamy wątpliwości czy zdjęcie oddaje proporcje, w każdym razie ta łyżeczka jest łyżeczką od espresso. W menu luchowym znajdziemy porcje bardzo znikome, natomiast deser jest już kwintesencją możliwości podania czegoś tak małego. Naprawdę widać tu prawdziwy "art" kunszt.

Menu regularne

Przystawka - Łosoś marynowany (29 zł)


Łosoś podany z figą, pomarańczą i ziemią jadalną (ciągle zaskakuje nas kreatywność w tworzeniu nazw). Ziemia jadalna to zmielone kilka rodzajów orzechów plus chyba jakieś bakalie. Całkiem smaczne. W ogóle zestawienie składników w potrawie bardzo pozytywne, jest to smaczne i lekkie. Jedynym minusem jest pochodzenie łososie - to łosoś atlantycki. Całość naprawdę godna polecenia.

Dania główne


Jagnięcina (36 zł)


W komplecie kapusta włoska, panchetta i bakłażan. Jagnięcia z boczkiem to drugie danie, które się udało. Struktura, miękkość, soczystość mięsa spełniła nasze oczekiwania. Pozycja, którą warto zamawiać.

Kurczak (34 zł)



Oszczędność pozycji w karcie oraz wzgląd na różnorodność wpisów na blogu zmusiły nas do zamówienia kurczaka z bobem, groszkiem, brokułem oraz gnocchi szpinakowe (gnocchi w karcie stoją z błędem). Pierwsze wrażenie nie najgorsze. Dodatki, łącznie z gnocchi naprawdę udane. Kurczę też przyzwoite. Dosyć soczyste i aromatyczne. Podstawową wadą tego dania jest ilość kurczaka. Trzy spore kawałki są jednak zapychające. Połowa tej porcji byłaby zupełnie wystarczająca.

Résumé. Menu lunchowe niekoncznie. Jeżeli chodzi o regularne to pewnie stanowi ono kompilację losu, pogody, dnia, nastroju szefa kuchni. I tak powinien to być jedyny wybór, jeśli musicie tu zostać. Restauracja dla korporaciuchów i takich gości tu widzimy. Jedzenie nie jest tu najważniejszym faktorem, aczkolwiek bliskość stolików nie pozwala też na swobodną rozmowę, np. o biznesie. Jeszcze jedna słaba rzecz, obsługa nie ma pojęcia o potrawach z karty. Na dwa przypadki wizyty w tym miejscu kelnerzy dwukrotnie przyznali, że nie znają składników oraz smaków zamawianych przez nas potraw.
Nie jest dobrze.

Link do www: Art Kitchen



3 komentarze:

  1. Nie miałem okazji odwiedzić Art Kitchen, ale jakoś po przeczytaniu Twojego postu nie nabrałem na to większej ochoty. Ciekawe wydaje mi się natomiast przedsięwzięcie Apetyt na miasto, które przyjmując formę ogólnopolskiego festiwalu restauracyjnego oferuje za 39 zł trzydaniowe obiady w najlepszych restauracjach w wybranych miastach - Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu, Krakowie i Trójmieście. Za wspomniane 39 złotych należy kupić voucher na stronie internetowej akcji (apetytnamiasto.pl), który zapewnia również dodatkowe promocje i zniżki. Cieszę się z tej akcji, ponieważ dzięki niej będę mógł sobie pozwolić na więcej wyjść na miasto w przyszłym tygodniu (festiwal trwa 20.04-26.04)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja polecam festiwal Apetyt na Miasto! Super cena, w której wyjątkowo można spróbować aż 3 dań w wybranej restauracjach. To niebawem nie lada gratka dla smakoszy, wielbicieli restauracji, kucharzy i wszystkich, którzy po prostu uwielbiają jeść! Od 20 do 26 kwietnia startuje festiwal Apetyt na Miasto, na którym w wybranych lokalach w Polsce, będzie można spróbować wyjątkowych 3 dań w atrakcyjnej cenie. Bilety na www.apetytnamiasto.pl, Więcej na FB https://www.facebook.com/apetytnamiasto Zapraszamy i polecamy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tam jest średnio. Próbowałem i nic z tego nie wyszło.

    OdpowiedzUsuń