Mamma Marietta

Warszawa, ul. Wołoska 74.
Rachunek 2 osoby = ok. 150 zł.

Mamma Marietta to malutki lokal mieszczący się na Mokotowie, przy ulicy Wołoskiej 74. W ostatnich dniach słynny z powodu nominacji do najlepszej knajpy roku Gazety Wyborczej. Lokal jest urządzony bardzo prosto, jest w nim bodajże tylko 6 stolików. Wystrój trochę stołówkowy, ale ocieplony dużą ilością czarno białych zdjęć wiszących na ścianach.

Szef kuchni, Włoch Andrea Scarantino, proponuje proste, krótkie menu: kilka przystawek, 3 zupy, sałaty, kilka dań mięsnych i pizze. Jak pisze sam o sobie jego kuchni przyświeca idea slow food. Dania przygotowuje się tylko ze świeżych produktów. Serwowane makarony są domowej roboty, podobnie jak pesto i sosy.

Z przystawek wybraliśmy Burrata Pugliese con Pomodorini Siciliani (35 zł)


i bruschettine con funghi, spinaci e gorgonzola (18 zł)



Przepyszny świeży ser burrata, ze świeżym pesto oraz kilkoma pomidorkami cherry pływał w olbrzymiej ilości oliwy. Dodatkowo został oblany topionym masłem!!! Zestaw totalnie przytłaczający. Szef kuchni tłumaczył nam, że w czasie przygotowywania tego dania był w biurze, a jego zmiennik w tym czasie szalał.
Druga przystawka była zdecydowanie bardziej przyjemna. Na chrupiącym chlebie znaleźliśmy dość duże kawałki grzybów (borowików i pieczarek), do tego świeży szpinak i ser gorgonzola (którego mogło być ciut więcej).

Dania główne to spaghetti con gamberi e burrata pugliese i pomidorki cherry (38 zł)


i ravioli neri con aragosta (aż 45 zł)


Spaghetti dostało plus za domowy makaron. Niestety nie miał on możliwości zabłysnąć, gdyż był bardzo przesolony. Połączenie krewetek z serem to też niezbyt udany pomysł. Nie było to danie na miarę włoskiego szefa kuchni.
Czarne ravioli, nadziewane homarem na klarowanym maśle, z tymiankiem to następne danie podane z pomidorkami cherry. I tu potwierdziło się nasze przypuszczenie, że kucharz musi być szczęśliwie zakochany, bo ciasto ravioli także było przesolone. Do tego zdecydowanie dla miłośników bardzo „al dente". W farszu homar ledwo wyczuwalny, pojawiły się za to maleńkie krewetki (i tu idea, że kuchnia jest oparta na świeżych składnikach legła w gruzach), do tego ser ricotta. Było to kolejne danie, które bardziej rozczarowuje niż cieszy.

Cóż, nam się nie udało. Na pewno nie kwalifikuje się to miejsce do czołówki najlepszych restauracji w Warszawie. Postaramy się jednak wrócić tu na pizze, które bardzo zachwalał Pan Andrea Scarantino.

(pisownia nazwy dań oryginalna z karty)

Link do restauracji: Mamma Marietta

8 komentarzy:

  1. Kolejna opinia, która skłania do zastanowienia się nad odwiedzeniem Marietty. Nas dotąd zniechęciło szorstkie potraktowanie przez właściciela, przy pierwszym podejściu, ale to nie jest powód żeby zrazić się totalnie.
    Za to brak zachwytu jak powyżej, to już prędzej:)

    PS: Drogie Talerze, myśleliście może żeby jakoś wyróżnić/pogrubić nazwy dań?
    Łatwiej będą rzucały się w oczy, szybciej się człowiek zorientuje, co zjedliście.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za radę. Masz rację. Zastosujemy się :)
    Pozdrawiamy serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, szkoda, że tak Wam nie podeszło. Ja jadam tam regularnie i zawsze jest świetnie. Od lat najlepsze włoskie w mieście. Aż pójdę znowu sprawdzić :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Może gorszy dzień knajpa miała. My też pewnie jeszcze wrócimy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pizza moim zdaniem przeciętna

    OdpowiedzUsuń
  6. Faktycznie srednie zdjęcia jak na taką osobę, która była w televizji.

    OdpowiedzUsuń
  7. o.k., byliśmy raz jeszcze na pizzy i lodach. Pizza bez szału, zaledwie poprawna, np. w Bazylii na Ursynowie dużo lepsza. Lody, niby "własnej roboty", czyli sami mieszamy proszek z wodą, nie do zjedzenia. Miejsce średnie -

    OdpowiedzUsuń