Kaprys

Warszawa, ul. Krucza 16/22. Rachunek 2 osoby = 213 zł.

Na Kruczej 16/22 kilka miesięcy temu został otwarty nowy lokal, w miejsce dawnego Taste Barcelona. Tenże nosi nazwę "Kaprys" i, jak mówi szef kuchni Tomek Łapiński, konsekwentnie do nazwy mają tu być spełniane wszystkie kaprysy gości. W praktyce wygląda to tak, że faktycznie wystarczy zadzwonić ok. 3 godziny wcześniej i można zamówić dowolne danie, które następnie zostanie dla nas przygotowane. Oczywiście dla leniwych lub mniej ambitnych smakoszy istnieje regularna karta, z której korzysta się na bieżąco.

Analiza wystroju wnętrza restauracji - francuski pałac skrzyżowany z Ikeą - ciągle wskazuje na zachowanie pełnej konsekwencji w odniesieniu do nazwy restauracji:




Od razu też uspokajamy, ceny nie są pałacowe i proszę nie mieć obaw w tym zakresie podczas odwiedzania tego miejsca.

To już nasza druga wizyta w Kaprysie, dzięki czemu skorzystaliśmy z kuponu na butelkę wina, który otrzymaliśmy podczas wizyty pierwszej. Bardzo miły gest, niestety nie wiemy czy nadal dostępny.

Do pierwszych łyków wina zażyczyliśmy sobie małże św. Jakuba (spoza karty), w cenie 30 zł:


i ceviche, w cenie 35 zł:


Małże, popularnie zwane "sanżakami", występują tu w postaci bardzo udanej. Słodkie, delikatne mięso małż, zapieczone jest sosem, który przyjemnie drażni podniebienie wyraźnym aromatem limonki i majonezu japońskiego, i zadowoli najbardziej wybrednych miłośników tej przystawki.
Ceviche, czyli cienkie plastry, tu dorady, gotowane na zimno, w soku z limonki, z chili, świeżą kolendrą i oliwą z oliwek, już ciut mniej wybitne. Zdecydowanie jest to wina dorady, która jak wiemy nie jest rybą pierwszych lotów, głownie ze względu na fakt, że te które trafiają na nasze stoły, najczęściej hodowane są w klatkach na morzu i karmione różnym świństwem prowzrostowym. Samo ceviche to jenakoważ danie godne polecenia, szczególnie w upalne letnie dni.

Dodatkowo zamówiliśmy carpaccio z łososia w cenie 25 zł:


które to przyrządzone było bardzo poprawnie, czyli zredukowany został ostry posmak wędzonego łososia, a misternie skrojony ogórek dodawał świeżości i lekkości.

Dalsze pozycje to krewetki królewskie z grilla (49 zł):


i najzwyklejsze zrazy wołowe w sosie własnym z zasmażanymi buraczkami (46 zł):


Imponującej wielkości krewetki zostały wcześniej zamarynowane w sake, sosie sojowym z odrobiną czosnku i świeżego imbiru. Krótko podsumowując: są tutaj obowiązkowe. W Warszawie trudno znaleźć lepsze.
Za to zrazy miały być miękkie i delikatne, niestety były zupełnie na odwrót. Z tego co się zorientowaliśmy, jeszcze wtedy, restauracja nie miała stałego dostawcy wołowiny co na pewno ma wpływ na nieregularną jakość tej potrawy.

Kolację zwieńczona została deserem w postaci Royal Martell Tomato, czyli świeże pomidory z lodami waniliowymi, sosem z miodu, z koniakiem i bazylią (28 zł):


Na szczęście w Warszawie coraz częściej można spotkać bardziej zaskakujący deser niż tiramisu czy creme brulee, co napawa nas optymizmem co do kierunku jaki obierają nasi restauratorzy.

Kaprys to naprawdę bardzo przyjemne miejsce, głównie ze względu na dobrą kuchnie oraz miłą obsługę. Pomimo pałacowego wnętrza spotkamy tu bardzo przystępne ceny za potrawy, w których naprawdę czuć wysiłek włożony przez kucharza. Bardzo miło było nam tu spędzić czas i chętnie polecamy to miejsce innym.


Link do www: //http://www.facebook.com/RestauracjaKaprys//

2 komentarze: