Flaming

Warszawa. Rachunek 2 osoby = 366 zł.

Do Flaminga na Chopina 5 trafiliśmy pierwszy raz chwilę po jego otwarciu, czyli grubo w zeszłym roku jeszcze. Było nas wtedy około 20 osób i była to jedna z gorszych wizyt jakie nam się przytrafiły. Nic nie grało. Powodem była fatalna obsługa, która totalnie nie potrafiła ogarnąć takiej liczby osób:) W restauracji byliśmy prawie tylko my, ale i tak nie dawali rady. Sytuację próbował uratować właściciel, który uraczył nas na tyle wyjątkowym rabatem, że udało mu się zatrzeć to złe wrażenie. Oczywiście należy mieć na uwadze, że był to jeden z pierwszych dni jej funkcjonowania, więc załoga nie miała kiedy się dotrzeć. Poza tym większość tego składu już jest nieobecna :)

Wnętrze Flaminga jest bardzo uporządkowane, czyste i przyjemne. Podoba się większości gościom. Tak wygląda zaraz po przekroczeniu progu:





A tak trochę głębiej:


Jeszcze głębiej znajduje się kameralna salka z sofą i kominkiem na biopaliwo, ale akurat siedzieli tam goście więc fotki odpadały tym razem.

Zamawiamy dwa kileliszki prosecco (16 zł jeden) i ponieważ jest to pora późnej obiadokolacji mamy ochotę na dwa dania. Na początek chcemy coś lekkiego więc prosimy o ostrygi (które już tu próbowaliśmy i były o.k., poza sosami, ale je podobno już zmieniono), ale nie ma:( No to może risotto z krewetkami - ale też nie ma :( Są za to małże św. Jakuba w cenie 59 zł. Niestety jak się dowiedzieliśmy, że jest ich tylko 5 sztuk, to za tę cenę postanowiliśmy odpuścić. W międzyczasie podano nam czekadełko:



Ostatecznie udało nam się wyłuskać z karty pozycje, które są dostępne, więc zamawiamy:

Carpacccio z avocado w cenie 29 zł


i tatar L'Avenue w cenie 47 zł:


Carpaccio to jak widać avocado w plastrach, z ragu z pistacji, szalotki i syropu klonowego. Ostro słodkie, jednak subtelne, świeże i rozkoszne :) Rzuca na kolana :) Tatar w tej odsłonie jest lekko grillowany z obu stron co nie każdemu może odpowiadać (i damska część tego bloga się zachwycała, a męska już mniej:). Jednakże danie uznajemy jako godne polecenia.

Na dalszą część wieczoru składa się grillowany stek z polędwicy argentyńskiej, z frytkami domowymi i sałatką vinegrette w cenie, hmm, 94 zł


i pierś z kaczki z puree ziemniaczanym i szpinakiem w cenie 63 zł


Ten stek to naprawdę dobry kawałek polędwicy, w jeszcze lepszym mięsnym sosie, który podobno przygotowuje się przez 48 h. Frytki też świetne, prawdziwe domowe. No ale jest to trochę kasy! Za prawie 100 zł mamy w zasadzie porcję mięsa. Naszym zdaniem jest to jednak za drogo, nawet za tę jakość.
Kaczka świetna. Różowa wewnątrz, co ważne mięciutka i nie była zbyt luźna, co też preferujemy, a rzadko spotykamy.
Wszystko to okrasiliśmy butelką bardzo odpowiedniego Tenute Rapitala Bianco 2008 w cenie 85 zł :) Na koniec dostaliśmy 2 x espresso jako prezent od obsługi. Ta na szczęście bardzo się poprawiła i tym razem możemy mówić o niej tylko z przyjemnością:)

Flaming pozycjonuje się cenowo raczej pod górną półkę klientów - tam nawet pizza w porze lunchy jakoś ok. 60 zł kosztuje :) Taką mają strategię i jak widzimy po liczbie gości, raczej im wychodzi. Kuchnia jest bardzo dobra i zamawianie potraw nie jest obarczone właściwie żadnym ryzykiem. Pod kątem cen czytelnicy już będą przygotowani, więc pozostawiamy to ich indywidualnej rozwadze :)

Link do www: http://www.flaming-co.com/#restaurant/

4 komentarze:

  1. o co chodzi z ta strategia?
    ze wysokie ceny odstraszaja potencjalnych klientow, bo tak mozna pomyslec widzac te puste wnetrza.
    nie chce mi sie przegladac calego bloga(cenie swoje oczy, biala czcionka na ciemnym tle jest meczaca), ale czy jest tu jakas negatywna recenzja?
    podejrzewam, ze nie. zdjecia nie wygladaja na robione chylkiem, pewnie obsluga, szef czasem zapytaja po co te zdjecia itd., to glupio potem napisac cos negatywnego. troche ten blog jest jak lukier.

    OdpowiedzUsuń
  2. Edit komentarza poprzedniego:
    Syganlizujemy, że jest drogo. Trudno jednak krytykować za to knajpę, która pozycjonuje się pod bogatszego klienta i takiego oczekuje. Nie mamy żadnego interesu, żeby cukrować - skoro jedzenie jest bardzo dobre, to nie będziemy pisać, że jest inaczej. Pierwsza nasza wizyta tutaj była zupełnie nieudana i też o tym napisaliśmy. Jeżeli chodzi o puste krzesła na zdjęciu to byliśmy chwilę przed zamknięciem. Bywamy tu jednak czasem o normalnej porze, bywają tu też nasi znajomi często i wiemy, że ruch jest spory. My celowo chodzimy w późniejszych godzinach, właśnie po to, aby móc zrobić zdjęcia wnętrza, bo z gośćmi jest to niemożliwe :(
    Na słaby wzrok niestety nic nie poradzimy;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Carpaccio z awokado za 30 dychy, to jest kpina i smiech na sali. Danie skladajace sie z pokrojonego w plasterki awokado okraszonego wiorkami z rukoli i dodatkami w postaci syropu klonowego w cenie 30 zlo, to jest zart w oczy goscia ze strony wlascicieli lokalu. Ten talerz nie powinien kosztowac wiecej niz 15 z. Stek z poledwicy argentynskiej za 90 zl, to jest zlodziejstow w bialy dzien, stek ktory wyglada jak wysmozona podeszwa, albo burger, wyglada tak jakby w zyciu kolo prawdziwego mieche rodem z argentyny nie stal. Albo ktos nie potrafi robic zdjec, albo argentyna jest zabita pod Warszawa. Chyba lepiej najpierw wybrac sie do prawdziwej knajpy argentynskiej poza granicami raju, sprobowac poledwicy i miec jakies porownanie, bo Flaming jest rozowy i smieje sie z gosci.

    OdpowiedzUsuń