Dekanta

Warszawa, czwartek 13 stycznia 2011, rachunek 2 osoby = 90 zł.

Spacerując Marszałkowską często mijaliśmy podejrzanie wyglądającą restaurację o nazwie Dekanta, mieszącą się przy numerze 55/73. Z zewnątrz nie wygląda ona zachęcająco, taki ciut lepszy Szwejk , a i nazwa kojarzy się z jednym z najgorszych imprezowych miejsc w stolicy, a myślimy tu oczywiście o Dekadzie :) Fajnie, że przed wejściem wystawiona jest karta i nie natkniemy się na niespodzianki wewnątrz.




Ale co tam wchodzimy :) I tu miłe rozczarowanie:) Faktycznie klimat co prawda a la Szwejk, ale mniej przaśny i śmierdzący piwskiem niż oryginał. Wcześniej w karcie widzieliśmy dania typowe dla niemieckich oberż, więc jesteśmy przygotowani na normalny, raczej niewyszukany obiad.

Już przy stoliku, przeglądając kartę dań, zauważamy że siedzący obok przybysze, z kraju obfitującego w ropę naftową, otrzymali golonkę. Pisaliśmy wcześniej, że nie przepadamy za wieprzowiną, ale aromat jaki ta roztaczała wokół siebie i zadowolone miny gości podczas jedzenia spowodowały, że już wiedzieliśmy jakie dziś będzie danie główne ;)

Na początek zamawiamy jednak żur staropolski, herbatę i Paulanera ;)
Napoje dostajemy natychmiast i czekamy na żur. Obejrzeliśmy dokładanie całą restaurację, podsłuchaliśmy rozmowy gości, a żura jak nie było tak nie ma. Nie dostaliśmy też czekadełka, a w knajpie w takim stylu jak jest Dekanta aż się prosi, aby było nim świeże pieczywo, smalczyk ze skwarkami i kiszone :) Żur przybył do nas po, UWAGA, 40 minutach czekania!



Ale za to powalił na kolana!!!! Przesmaczny, śmiemy twierdzić, że na prawdziwym zakwasie! Polecamy na niedzielne popołudnia, jak wstaniemy po ciężkiej imprezie:) Mistrzostwo!
Szkoda tylko, że przy zamówieniu żur i danie główne dla jednej osoby i tylko danie główne dla drugiej, pierwszy został podany sam żur, więc osoba towarzysząca czeka i patrzy :( Poza tym został podany bez serwetki na kolana.

Nadszedł czas na wspomnianą golonkę z kapustą zasmażaną:


oraz kiełbaski norymberskie, też z kapustą zasmażaną:




Zdjęcie raczej nie oddaje zalet golonki. Golonka, jak to golonka, zazwyczaj zawiera w sobie kość, bardzo tłuste mięso i czasem też nietłuste :) Ta konkretna zawierała wszystkie trzy składniki, z tym że mięsa nietłustego było ogromnie dużo, a tłuste i kość, odeszły bezinwazyjnie po jednym ruchu noża i widelca i nie przeszkadzały w jedzeniu. Świetna rzecz dla mięsożerców. Kapusta też bardzo dobra, tylko nie jest to wersja kwaśna.

Kiełbaski norymberskie to był zły wybór. W zasadzie bez smaku.

Dania główne podane na podgrzanych talerzach :)Duży plus!

Naszym zdaniem Dekanta to dobre miejsce. Jak widać rachunek nie był wygórowany, karta dań zawiera jeszcze wiele pozycji, które wyglądały zachęcająco, wnętrze też spoko. Minusy to oczywiście czas oczekiwania (podobno był to jednorazowy wypadek przy pracy) oraz hałaśliwi goście, w większości obcojęzyczni. Widać, że jest to miejsce często wybierane na spotkania integracyjne korporacyjnych szczurów :)

Wkrótce relacje z kuchni bardziej dla jaroszów i slowfoodersów :)

Link do www: http://www.dekanta.pl/

2 komentarze:

  1. Panowie z kraju ropą naftową płynącego i golonka wieprzowa??? Coś tu nie gra...

    OdpowiedzUsuń
  2. No faktycznie nie przyszło nam do głowy, że to raczej sprzeczne z ich poglądami. Ale fakt, faktem; tak dokładnie było.

    OdpowiedzUsuń